wtorek, 29 lipca 2014

Did you belive in us?

Jestem na hali. Patrzę na kilkunastu trenujących siatkówkę mężczyzn. Wśród nich jest moj mężczyna. Jestem z niego dumna. Rozwija swoje pasje i jest szczęśliwy. Jest też i On.  Widzę ile pracy wkłada w każde przyjęcie, w każdy blok i każdy atak. Każda akcja na boisku jest dla niego inna i nieporównywalna. Tak jak w życiu. Każda chwila jest inna i żadnej nie da się porównać. Patrzę tez na mojego brata. On również rozwija się. Obok mnie siedzi moja córeczka, Lenka. Ma 11 miesięcy, jej ojcem jest oczywiście Wrona. Widzę ile przyjemności sprawia Andrzejowi spędzanie czasu z Leną.
   Mieszkamy w trójkę. Ja, Andrzej i Lena. Jesteśmy szczęśliwi. spędzamy razem każdą wolną chwilę, choć nie jest ich za dużo. Wrona dużo trenuje lub jest na meczach. Przyzwyczaiłam się do takiego trybu życia. czasami chciałabym mieć więcej czasu ale rozumiem Andrzeja i akceptuję to kim jest.
     Jednak kiedy patrzę na Niego, ach...zastanawiam sie jak by to było. Być razem. Ale wiem, że to nierealne. Mamy swoje życia, a ja nie mam zamiaru rozbijać komuś małżeństwa. Odtrącam od siebie te myśli. Mam dziecko, chłopaka i ułożone życie. To nie rozsądne myśleć tak o innym mężczyźnie.
      Trening skonczony. Biorę Lenkę na ręce i podchodzę do Andrzeja.
-Idziemy potem na pizze troche odpocząć. Idziesz z nami? Idzie jeszcze parę dziewczyn. Tobie tez przyda sie odpoczynek. - mówi do mnie chłopak i całuje mnie w policzek.
  To nie głupi pomysł. Przyda mi się chwila wytchnienia, a pizza. Boże jak ja dawno jej nie jadłam. Leną zajmie się moja mama.
-Dobrze. To ile mamy czasu?
-Godzinkę.
_Tylko? śmieję się
W między czasie zerkam na Niego. Ukradkiem przyglądamy sie sobie. Odpływam w jego niebieskich oczach.
-Natalia? Halo!- słyszę głos Karola
Wybijam się z transu.
-Co mówiłeś? -pytam brata
-Że odwiozę  małą do rodziców i tak muszę na chwilę wstąpić do nich.
-Oki.-odpowiadam i uśmiecham się.-Dzięki Karol.

Po 10 minutach z szatni wychodzi On. Zatrzymuję Go.
-Ty też będziesz? - pytam
-Będę sam. Synek jest chory i żona musi z nim zostać.
-Życz mu powrotu do zdrowia.
-Przekażę.
Jego głos podraznia mój słuch. Jest męski ale nie aż tak poważny jak głos Andrzeja. Mogłabym słuchać Jego głosu godzinami.

Godzinę potem byłam gotowa.  Razem z Andrzejem wyszliśmy z domu. Pojechalismy do jednej z Belchatowskich pizzeri. kiedy wiekszość drużyny zebrala się, chłopaki idą zamówić. Ja siadam na przeciw niebiesko-okiego. Chłopaki śmieją się, żartują, rozmawiają. Ja też się uśmiecham. Gadam z dziewczynami zawodników SKRY. W między czasie patrzę na Niego. Jego boski uśmiech. Odpływam.
 Pizzę popijamy piwem, to nie dobrze dla chłopaków ale raz nie zaszkodzi. On nie pije. Jako jeden z  nielicznych.
Chlopaki nie mogą prowadzic więc ci, którzy nie pili odwożą pozostałych. Karol i Andrzej nie prowadzą. Musze zasuwać na piechotkę dobre 6 kilometrów.
-Natalia moge cię podwieźć, jeśli chcesz? -śłyszę Ten cudowny głos.
-a to nie kłopot?-pytam
-Nie.-w odpowiedzi dostaję uśmiech.
"Tylko się nie rumień" myślę. Wsiadam do jego samochodu. Jest tu kilka zabawek jego syna.
-Przepraszam za bałagan.
-To nic. Moje auto wygląda podobnie.
W radiu leci piosenka movement Us .Od razu podgłaśniam. Kocham tę piosenkę. Jesteśmy pod moim mieszkaniem. Patrzę na Niego. On patrzy na mnie. Nasze twarze sa niebezpiecznie blisko siebie. Za blisko.


                                               ~*~
Hej! A więc ruszamy z nowym projektem. Sporo się zastanawiałam czy udostępnic to opowiadanie, czy nie będzie to moją kolejną klapą...? Ale jednak zebrałam się no i proszę :) Powiedzcie co o tym sądzicie. Zawsze komentarze sie przydzadzą, dadzą mi trochę weny do pisania następnych rodziałów :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz